Siemka :3
Od razu ostrzegam, że notka bardzo długa, ale ciekawa z pewnością :)
Tak bardzo pozytywny dzień *o*.
9 godzin na dworze w sumie.
4 razy w ciągu dzisiejszego dnia jechałam tramwajem,
a 2 razy autobusem ;]
Jula przyszła do mnie o 11, a o 11:17 miałyśmy autobus na Krzyki, ale się spóźniłyśmy minutę i już odjechał, więc tak się wkurzyłyśmy, że zawinęłyśmy do domu żeby poczekać, ale po drodze, było błoto, więc miałam na rajtuzach takie plamy czarne, tak się wkurzyłam, wróciłyśmy do mnie trochę się jakby posprzeczałyśmy, ale potem było jak zwykle ok. Zawinęłyśmy na następny autobus, na szczęście się nie spóźniłyśmy.
Potem na tramwaj chyba na 7 no i wysiadłyśmy pod Renomą, pochodziłyśmy trochę po sklepach, pośmiałyśmy się, niektóre rzeczy ładne, ale generalnie ten sezon modowy nie wniósł żadnych ciekawych nowości .__.
W między czasie, jak Jula obczajała ubrania, bo chciała kupić jakąś spódnicę bądź sukienkę, bo Dziadkowie mają jutro 50 rocznicę ślubu, <słodkie bardzo. ; *>, ja dogadałam się z Mamą, że około 13:30 spotkamy się w rynku pod Makiem i zabierze nas na obiad jakiś. W dalszym ciągu pochodziłyśmy po Renomie, szybko - wszystko na spontanie, weszłyśmy do Empik Cafe, bo stwierdziłam, że chce mi się kawy napić, kupiłam rozmiar L 'Smooth Blueberry', z sosem jagodowym, nie powiem dobra była. Julka natomiast wzięła gorącą czekoladę, rozmiar 'S'- najmniejszą.
Biegłyśmy po tych ruchomych schodach w dół żeby jak najszybciej wyjść i pójść na ryneczek, na przystanku stał tramwaj, 20 bodajże, to wysłałam tak szybko Julę, żeby pobiegła i sprawdziła gdzie on jedzie, to ta pyta się czy na rynek, kierowca mówi, że tak, zamknął drzwi i miał już jechać, a ja na krawężniku gdzieś stoję z tą kawą, Jula w środku i błaga go żeby mi otworzył, łaskawie po 30 sekundach otworzył, przebiegłam do nich przez pół ulicy, kierowcy aut z tyłu, trąbili na mnie, jezu, nerwica jakaś, MASAKRA. Podziękowałam, weszłam, podjechałyśmy dwa czy trzy przystanki po czym się pokłóciłyśmy bo wysiadłam na Świdnickiej, a Jula twierdziła, że pojedziemy jeszcze jeden pod sam McDonald, że będzie szybciej, no i się o to posprzeczałyśmy, że zaoszczędziłybyśmy trochę czasu i takie tam inne.
Noo, ale jak zawsze po chwili było ok, generalnie mamy to do siebie, że co chwilę się śmiejemy, kłócąc, nawet często się o bzdury jakoś wkurzamy, hahahaha, kocham to, serio. Zaczęło kropić, potem coraz bardziej no i się rozpadało, a my z tymi kawami, bez czapek i ja bez kaptura, trochę zmokłyśmy. Po drodze, obgadywałyśmy ludzi, w sumie zawsze, zwraca się uwagę na ludzi których się mija, coś w stylu 'ej patrz' 'ładne spodnie ma' 'jaka brzydka bluzka' 'haha jaki fryz' i takie tam. Trzy razy z rzędu w tych samych okolicach spotkałyśmy takich chłopaków, szli za rękę, więc wnioskuję, że byli razem, ale my jesteśmy tolerancyjne, więc luz noł problem.
Wreszcie dotarłyśmy przez cały rynek przechodząc pod McDonald, Mama powiedziała, że się sekundkę spóźni więc spoko.
Postałyśmy, popijałyśmy kawę i czekoladę i poobczajałyśmy innych. Potem wszystkie razem już poszłyśmy coś zjeść, do Pizza Hut, zamówiłyśmy każda co chce, ja mrożoną herbatę i sałatkę Cezar, Jula rolsy z szynką i też herbatę, a Mama Margarithę i mrożoną lemoniadę. Zjadłyśmy, godzinka nam zeszła, potem na rynek.
Pożegnałyśmy się z Mamą, na tramwaj do Cioci Juli musiałyśmy podjechać na ul. Opolską, Bóg wie jak tam dojechać, haha. Dzwoniłyśmy kilka razy, dowiedziałyśmy się, że 3, ale gdzie wsiąść, gdzie wysiąść, nie wiemy. Potem szukałyśmy kiosku żeby kupić płyty DVD, nie było, więc zajebiście na rynek z powrotem szukać kiosku. Chodziłyśmy kilka razy tak, do KFC, bo sikać nam się zachciało hahah. Do cukierni, kupiłam sobie pączka, ciągle jadłam coś boże. Chyba z 40 minut tak łaziłyśmy, usiadłyśmy bezradnie na ławce, no to do Vansa podeszłyśmy, nic specjalnego, powiem. Dobra koniec tego, ogarnęłyśmy dupska i na tramwaj przed rynek, jakaś 3 się znalazła, wsiadłyśmy, kilka przystanków i yep, jesteśmy na Karwińskiej, koło Oposkiej, chociaż mądra Ola wysiadła przystanek za szybko, a że nie chciało nam się dochodzić, to spowrotem do tramwaju i jedziemy!
U Cioci Juli, była Nikola, jej 18 letnia kuzynka, pogadałyśmy, poopowiadałyśmy, zjadłyśmy kiełbasę z grilla, zawsze spoko (y). Trzy psy takie jamniki chyba, rzuciły się na moją nogę, poukąsały mnie trochę, aww, nie powiem bolało -.- Posiedziałyśmy tam z godzinę, potem się pożegnałyśmy i na tramwaj, znowu. Wysiadłyśmy pod Renomą i do środka wbiłyśmy, bo Jula chciała jeszcze jakieś baleriny do sukienki kupić. To ja oczywiście wynalazłam budkę, kupiłam gofra z truskawkami jezu, coś nie tak ze mną.
Potem na tramwaj na Krzyki, oczywiście spóźnił się 15 minut, więc czekamy czekamy aż w końcu uświadomiłyśmy sobie, że to nie ma sensu i biegiem pod Dworzec Autobusowy na 113. Jula się wlokła z tyłu, pośpieszałam ją, przebiegłyśmy całe Arkady, posprzeczałyśmy się przez to i w ostatniej chwili przebiegłam przez pasy, do kierowcy, powiedziałam żeby poczekał i wystawiłam rękę, żeby Jula dobiegła do mnie. UFF, udało się, wbiegłyśmy zdyszane, po czym zapytałam się 'ej Jula to jest napewno 113?' Kierowca z takim tekstem 'To nie wiecie, do jakiego autobusu wchodzicie'? HAHAHA, zabawne.
Podjechałyśmy pod boisko, zaczął padać deszcz, ciemne niebo wgl słońce i deszcz zawsze spoko. Do Kuźni, po zeszyt od matmy a Julka kupiła sobie rajtuzy do sukienki jakieś :3 Do mnie na chatę, bo wczoraj zostawiła rower na ogrodzie przypięty, rozpina go i wywalił się hahah, potem wyjeżdza i łańcuch spadł jej ahahahaha, no BEKA BEKA jak nic. Śmiałam się jak głupia ale mniejsza. Zawołałyśmy Dziadka mojego, pomógł, kochany mój.
Pożegnałam się i do domku poodpoczywać sobie troszkę jakoś.
No więc, tak wyglądał mój dzisiejszy dzień, długo długo pisałam, ale mniejsza, może ktoś przeczyta ;3
Mam nadzieję, że Wasza sobota, też była pogodna i ciekawa, jeśli macie ochotę, podzielcie się co robiliście :]
Dobrej nocy, bo jutro lekcje i nauka, koniec tego dobrego!
Ola <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz